Nasze namioty

Czasami zastanawiam się czy mieszkanie w bloku to był dobry pomysł … niby fajna okolica, sąsiedzi też niczego sobie, ale nie ma tej wolności, którą daje … namiot.  😊  Niektórzy żartują, że namiot to dom dla biednych, że to nie to samo co hotel albo przynajmniej pensjonat ale czy to prawda? Czy wygoda w życiu jest aż tak ważna?

Dla nas namiot to prawdziwa przygoda, wyjazd w nieznane, bez rezerwacji, bez narzuconego terminu. Czasami to też niezła szkoła przetrwania w której lekcje jak być odpowiedzialnym i zaradnym muszą być starannie odrobione. Natura nie zawsze wybacza „chodzenie na skróty”. 😉 Niemniej jednak kempingi dały nam niesamowitą możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi z którymi do dziś utrzymujemy kontakt. Możemy śmiało powiedzieć, że mamy sporo zdobytych w ten sposób przyjaciół nie tylko w Polsce ale także niemalże w każdym kraju w Europie a to jest dla nas znacznie cenniejsze niż wygoda.

Wszystko zaczęło się od małego namiotu Greenside Tukan do którego, początkowo tylko we dwoje, ledwo się mieściliśmy, nie mówiąc już o naszych rzeczach. Na tamte czasy i tak był „wypasiony”, miał szwy podklejane i był już „oddychający”, choć i tak rano nie dało się w nim spać z powodu słońca. Rozstawienie takiego namiotu zajmowało nam około 15-20 minut, więc dosyć sporo czasu. Rozkładając go musieliśmy sprawdzać długości poszczególnych rurek i odpowiednio je dopasowywać tak aby powstał odpowiedni stelaż no i oczywiście trzeba było pamiętać aby poszczególne warstwy się nie dotykały i namiot w czasie deszczu nie przeciekał. Ale dzięki niemu nauczyliśmy się wykorzystywać każdy centymetr powierzchni, ubierać się na leżąco, ewentualnie na siedząco itd. Byliśmy młodzi, zatem liczyła się wolność, niezależność i przygoda.

Później gdy pojawiły się dzieci musieliśmy zainwestować w większy namiot i wtedy właśnie dołączył do nas Quechua Base Seconds 4.1, który oczywiście był dużo większy, przestronniejszy i już na przęsłach z włókna szklanego.

Norwegia, camping „na dziko”

Rozkładanie go było dosyć zabawne, wystarczyło tak naprawdę poluzować pasek spinający całość i namiot sam się rozkładał. Później należało jedynie go nieco dopracować, pozasuwać suwaki, poprzybijać śledzie lub gwoździe (w zależności od podłoża) i można było się wprowadzać. Składanie również było dosyć szybkie, zakładając, że wszystko robiło się w odpowiedniej kolejności. Musieliśmy pamiętać w którą stronę należy go złamać i kiedy. Nasze pierwsze składanie zajęło nam prawie godzinę i naprawdę mieliśmy go dosyć. Był już nawet pomysł aby go zostawić na polu namiotowym, na szczęście tak się nie stało. Gdy już nauczyliśmy się współpracować z namiotem, składanie go zajmowało nam około 5 minut. W porównaniu z poprzednim namiotem ten zapewnił nam znacznie większy komfort, przedsionek miał wysokość 180 cm, zatem prawie wszyscy (z wyjątkiem Andrzeja) mogli się w nim spokojnie wyprostować. Warto też wspomnieć, że był to namiot naprawdę odporny na wszystkie warunki pogodowe, przetrwał z nami wiele burz czy wichur. Gdy inne namioty nie dawały rady nasz stał dumnie, uginając się tylko lekko od czasu do czasu. Quechua Base Seconds 4.1 był namiotem, który sprawił, że polubiliśmy przemieszczanie się. Jako że rozbicie obozu razem z wprowadzeniem się zajmowało nam jedynie około 15 minut pewnego razu postanowiliśmy spędzić nasz urlop najpierw w dwóch miejscach, później czterech a potem jakoś tak poleciało: zaczęliśmy się „włóczyć”. Częste przemieszczanie się tak nam się spodobało, iż teraz spędzamy średnio dwie noce w jednym miejscu i jedziemy dalej. Naszą rekordową liczbę kempingów osiągnęliśmy objeżdżając Skandynawię i kraje nadbałtyckie: 24 kempingi w 37 dni. Ten namiot służył nam dzielnie wiele lat, niestety z biegiem czasu trochę się zniszczył, wiele z nami przeżył, ciągłe składanie i rozkładanie oraz różne warunki atmosferyczne zrobiły swoje.

Nadeszła zatem pora na nowszy model. I wtedy pojawił się nasz obecny namiot: Quechua Air Seconds Family 6.3 XL i to się nazywa superkomfort.

Namiot ten z założenia jest sześcioosobowy, to znaczy ma dwie stałe sypialnie dla czterech osób i jedną dopinaną w środku dla dwóch osób. My nie korzystamy z tej dodatkowej, zatem wielkość naszego przedsionka robi wrażenie, jest ogromny. W przedsionku możemy także wszyscy stać normalnie, gdyż jego wysokość to 210 cm. W naszym obecnym namiocie zastosowana jest nieco inna technologia w porównaniu z poprzednimi, a mianowicie pojawił się pompowany stelaż. Zatem do postawienia namiotu potrzebujemy jedynie kilku minut, pompki najlepiej z wbudowanym manometrem i kilku śledzi lub gwoździ (w naszym wypadku znacznie częściej gwoździ). Rozstawienie namiotu zajmuje nam około 5 minut (mamy dwie pompki), złożenie jeszcze mniej, jako że wystarczy po prostu spuścić powietrze. Wewnątrz jest przewiewnie, klapki wentylacyjne zapewniają cyrkulację powietrza. No i co najważniejsze, cały namiot, podobnie jak poprzedni, jest w jednym kawałku.

Podróżowanie z namiotem nauczyło nas dobrej organizacji. Każdy ma swoją torbę na ubrania. Ponadto jest specjalna torba na sprzęt elektryczny, inna na przedmioty kuchenne i tak dalej. Zawsze każdy wie, gdzie co jest, bo nauczyliśmy się pilnować porządku, po tym jak kilka razy nie mogliśmy znaleźć różnych rzeczy 😉. I mimo, że potwornie boję się burzy w namiocie nie zamieniłabym naszych wakacji na wersję all inclusive, chyba nie umiem być wygodna, albo po prostu niewiele mi potrzeba do szczęścia. Wakacje na kempingu są naprawdę super, to miejsce dla każdego niezależnie od wieku 😊

AUTOR: Ania

Podobał Wam się wpis? Co myślicie o tych miejscach? A może macie jakieś sugestie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, to dla nas bardzo ważne 😊

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments