Legendy Warszawskie, czyli z czego słynie Warszawa?

Warszawskie Stare Miasto jest miejscem, gdzie można poznać wiele legend. Przypominają o nich liczne pomniki głównych bohaterów tych po części fikcyjnych powieści. To co? Kto chce poznać świat legend warszawskich? Ruszajmy!

Poniżej znajduje się mapa, która przedstawia położenie wszystkich pomników.

Spis treści:

Legenda o Warsie i Sawie

Pierwsza legenda dotyczy Warsa i Sawy. Właśnie w tej legendzie podane jest rzekome pochodzenie nazwy zwiedzanego miasta, czyli Warszawy. Muszę przyznać, że ja od małego miałam wmawianą tylko jedną wersję tej legendy, która w niczym nie pokrywa się z tą poniższą. Dla mnie legenda o Warsie i Sawie już na zawsze będzie dotyczyła małżeństwa (między syreną a rybakiem), którzy poznali się nad wodą i stworzyli miasto nazwane od ich imion – Warssawą. Dla ułatwienia wymowy, nazwa została zmieniona na Warszawę. Jednak przedstawiam Wam tą bardziej znaną, a zarazem popularniejszą legendę w oficjalnej odsłonie:

Pewnego dnia król Kazimierz Odnowiciel, podążając z Krakowa do Gniezna, trafił do ubogiej rybackiej chatki. Głodnego króla przywiódł tam dym i zapach świeżego jedzenia. W trakcie spożywania pysznych ryb z nocnego połowu, rybak opowiedział królowi o swojej rodzinie, która w ostatnim czasie powiększyła się o dwoje cudownych bliźniąt. Biedni rybacy mieli jednak niemałe kłopoty z ochrzczeniem pociech, bo w pobliżu nie było świątyni. Za wspaniały poczęstunek król chciał płacić gospodarzom złotem, ale ci, zgodnie ze starym ludowym zwyczajem, zapłaty za gościnę przyjąć nie chcieli. Król więc przyrzekł zorganizować uroczystość i poprosił o zaszczyt bycia ojcem chrzestnym bliźniaków. Przed przygotowanym na wzgórzu ołtarzem kapłan na polecenie Kazimierza nadał chłopcu imię Wars, a dziewczynce – Sawa.

Która z nich jest prawdziwa? Tego nikt nie wie. Jest wiele legend dotyczących pochodzenia nazwy miasta. Wiadomo jednak, że Wars i Sawa mieszkali nad przepiękną Wisłą i byli dobrymi oraz gościnnymi ludźmi.

Jeśli chcecie zobaczyć pomnik – jak się okazuje, rodzeństwa – ruszajcie na ulicę Brzozową 39/41 w Warszawie. Czy warto się tam wybrać? Oczywiście, że tak!

Przy okazji można zwiedzić Barbakan Warszawski. 😊

Legenda o Syrence Warszawskiej

Syrenka Warszawska to obecnie symbol Warszawy. Jeśli wierzyć w moją wersję legendy o Warsie i Sawie (napisana powyżej), to właśnie Sawa jest tą syreną, której pomniki zdobią ulice Warszawy. Jednakże, nie we wszystkich legendach występuje syrena, więc może być ciężko się domyślić, dlaczego nie jest to na przykład morświn albo foka, tylko owa syrena. By się więcej nad tym nie zastanawiać, zapraszam do zapoznania się z legendą o Syrence Warszawskiej:

Dawno temu, kiedy Warszawa była rybacką osadą, morza i rzeki zamieszkiwały złotowłose syreny. Pewnego dnia jedna z nich wyruszyła w drogę z Bałtyku na południe. Płynęła Wisłą podziwiając mijane krajobrazy, a gdy się zmęczyła, postanowiła odpocząć na piaszczystym brzegu rzeki u stóp dzisiejszego Starego Miasta. Okolica wydała się Syrence prześliczna. – Jak tu ładnie! Dlaczego nie miałabym tu zamieszkać? – pomyślała i tak zrobiła. W dzień pluskała się na płyciznach, noce spędzała w głębinie. Lubiła płatać figle, a okoliczni rybacy dziwili się, że ktoś mąci wodę i wybiera im ryby z sieci!

– Trzeba rozprawić się z tym szkodnikiem! – zakrzyknęli. Syrenka nie przestraszyła się rybaków i zaczęła śpiewać pieśń o Wiśle. W jej śpiew zasłuchały się zwierzęta: bobry wysunęły pyszczki z nor, a kormorany usiadły na dryfujących kłodach drewna. Rybacy zaś wzruszyli się tak bardzo, że zaniechali swych zamiarów i przyrzekli, że nie zrobią Syrence krzywdy.

Na Syrenkę czyhało jednak niebezpieczeństwo. Pewnego dnia chciwy kupiec postanowił wzbogacić się na jej pięknym głosie, pokazując ją na jarmarkach. Użył podstępu, porwał ją i uwięził w drewnianej skrzyni. Syrenka przyzwyczajona do wolności, była bardzo nieszczęśliwa. Jej płacz usłyszał młody syn rybaka, który skrzyknął swoich kolegów i razem ją uwolnili, a złego kupca srogo ukarali.

Uradowana Syrenka, z wdzięczności za zwróconą wolność przyrzekła rybakom, że zawsze będzie strzec ich oraz grodu.

Z czasem mała rybacka wioska stała się dużym i pięknym miastem. Dziś wizerunek Syrenki uzbrojonej w miecz i tarczę widnieje w herbie Warszawy.

Podobno od czasu do czasu Syrenka wynurza się z Wisły i patrzy na ciągle zmieniającą się stolicę. Kto wie, może to właśnie Ty ją zobaczysz? Rozejrzyj się uważnie, bo Syrenki można spotkać w wielu miejscach Warszawy: na ścianach domów, latarniach, witrażach i szyldach. Są też pomniki Syrenki między innymi na Rynku Starego Miasta, nad Wisłą i na wiadukcie Markiewicza nieopodal hotelu Bristol. Znajdź tę, która właśnie Ciebie oczaruje!

No, teraz już wszystko wiadomo. Może to i lepiej, że symbolem Warszawy jest syrena…. Wyobraźcie sobie takiego morświna widniejącego na herbie miasta. Są to cudowne zwierzęta, ale chyba by nie wyglądały zbyt poważnie na herbie stolicy. Szczególnie z tym swoim czarującym uśmiechem….. 😋😆

Pomnik syrenki warszawskiej mieści się na samym środku rynku na Starym Mieście w Warszawie.

Legenda o Kamiennym Niedźwiedziu

Przy Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej znajduje się tajemniczy pomnik niedźwiadka. Niby niczym się nie wyróżnia, a jednak trochę intryguje… Zapoznajmy się z legendą dotyczącą Kamiennego Niedźwiedzia, by dowiedzieć się kim był niedźwiadek przed przemianą, dlaczego jego pomnik znajduje się akurat obok kościoła oraz co najważniejsze – dlaczego zmienił się akurat w niedźwiadka. 👇👇👇

Dawno, dawno temu w mazowieckich lasach mieszkał bartnik Sędzimir. Miał on żonę oraz córkę Milenę i syna Gniewka. Pewnego dnia, gdy Sędzimir robił obchód po lesie, złapał na gorącym uczynku złodzieja miodu i zaprowadził go przed sąd. Rozbójnik po odbyciu wyroku zemścił się srogo na bartniku – spalił jego dom. Gospodarz bardzo się poparzył kiedy próbował ratować swoją rodzinę oraz majątek i wkrótce z powodu odniesionych ran zmarł. Niedługo potem z żalu po mężu odeszła także jego żona, a dzieci zostały same.
Milena troskliwie zajmowała się małym bratem, jednak ten był ciekawskim, żywym dzieckiem i trudno było go upilnować. Gniewko był też bardzo silny i nad wiek wyrośnięty. Gdy któregoś dnia dziewczyna wyszła z domu, mały sforsował ciężkie dębowe drzwi od chaty i uciekł do lasu. Oczywiście nicpoń zgubił się. Zmęczony błąkaniem po lesie ułożył się do snu w niedźwiedziej gawrze.

Na szczęście należała ona do niedźwiedzicy, która sama miała małe. Nie wiadomo co niedźwiedzią mamą powodowało ale odchowała i to małe ludzkie dziecię. Pięć lat później w bory zakroczymskie wyruszył na polowanie książę mazowiecki Janusz I z żoną Danutą. W pewnym momencie psy myśliwskie odkryły gawrę. Niedźwiedzica zapalczywie broniła swoich małych i już łucznicy gotowali się do oddania strzałów gdy nagle oczom ich ukazał się chłopiec, który stanął między swoją przyszywaną matką a nimi. Księżna wzruszona tym widokiem chciała Gniewka zabrać na swój dwór, jednak ten opierał się. Gdy został zapewniony, że jego niedźwiedziej rodzinie nic się nie stanie, pojechał z Danutą.

Mijały lata, Gniewko dorastał we dworze, a księżna traktowała go jak własnego, rodzonego syna. Pod czujnym okiem Danuty nabrał ogłady, wyrósł na dzielnego, potężnego i przystojnego mężczyznę. Miał dobre serce.

Cieszył się szacunkiem wśród mieszczan i rycerstwa. Niejedna panna wzdychała do niego skrycie.

Milena w tym czasie mieszkała u szeptuchy, baby która znała się na lecznictwie, ziołach i magii. Była pomocą dla zielarki ale też dużo się od niej nauczyła. Gdy dorosła założyła własną rodzinę i przeniosła się do Nowej Warszawy, gdzie chętnie pomagała ludziom, zwierzętom i dzieliła się zdobytą wiedzą. Przez te wszystkie lata nie zapomniała też o bracie – szukała go i rozpytywała o niego. Jednak żadna ze spotkanych osób nic o nim nie wiedziała.

Pewnego razu Gniewko spacerując po Warszawie ujrzał przepiękną dziewczynę – Jadwigę, córkę złotnika. Zakochał się w niej bez pamięci i marzył o tym, że ją kiedyś poślubi. Chłopak był jednak bardzo nieśmiały. Przez kilka miesięcy nosił w sobie tajemnicę, nie mógł jeść, spać i ciągle myślał o Jadwidze. Pół roku później znalazł w sobie odwagę aby poprosić pannę o rękę, przedtem jednak postanowił pójść do kościoła aby w skupieniu ułożyć precyzyjny plan oświadczyn. W świątyni akurat trwała uroczystość zaślubin. Gdy młodzi wychodzili z kościoła chłopak odkrył, że się spóźnił. Panną młodą była jego ukochana Jadwiga, która właśnie poślubiła innego…

Wszystko przepadło. Zrozpaczony Gniewko osunął się bez sił na kolana, jego serce pękło z żalu. Ludzie rzucili się z pomocą jednak było za późno. W tłumie była też Milena, która w chłopaku rozpoznała swojego dawno niewidzianego brata. Podbiegła do niego i błagała żeby nie umierał.

Po chwili zrozumiała, że jego dusza już odchodzi. Widziała też, że tylko zaklęcie może ją zatrzymać. Wypowiedziała magiczne słowa:

– Nie umrzesz, tylko zaśniesz w kamiennej postaci. Czar ten zdejmie tylko moc prawdziwej miłości. Obudzi Cię dziewczyna, która szczerze i żarliwie Cię pokocha, a Ty odnajdziesz upragnione szczęście.

W tej chwili na oczach poddanych, chłopak zmienił się w kamiennego niedźwiedzia.

Dziś Gniewka w niedźwiedziej postaci zobaczysz przed Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej przy ulicy Świętojańskiej 10. Czeka na prawdziwą miłość, która zdejmie z niego czar…

Doprawdy smutna historia. Ciekawe tylko, kiedy pomnik niedźwiadka zamieni się w mężczyznę ….🤔😉

Legenda o Pękniętym Dzwonie

A tutaj – historia o miłości, zazdrości i równocześnie tragedii. Poczytajcie.

Daniel, ludwisarz znany w całej Rzeczypospolitej, miał piękną i powabną córkę, której dano na imię Marynia. Matka niestety zmarła wcześnie, więc ojciec przelał na nią całą swoją miłość i chciał dla niej jak najlepiej. Był uznanym rzemieślnikiem, więc pracy miał dużo. Ucieszył się więc, gdy pewnego dnia pojawił się w jego warsztacie młody chłopak o imieniu Hans. Młodzieniec chciał u niego terminować i wszystkiego się nauczyć. Nie był jednak zbyt bystry, a aspiracje miał wielkie. Liczył na dużą kasę i ogromną sławę. Gdy mu zbytnio nie szło, a mistrz nie zdradzał swoich największych sekretów, postanowił poślubić Marynię. Liczył, że w posagu trafi mu się cała wiedza i połowa bogactwa nauczyciela.

Był tylko jeden problem… miał na imię Kajetan i był czeladnikiem u szewca. Jego miłość do Maryni była wszystkim znana, a i ona pałała uczuciem do niego. Daniel widząc jak młodzi się kochają, też życzył im dobrze. Hansowi było tego za wiele. W owym czasie ludwisarz otrzymał bardzo duże zlecenie na dzwon do jednego z kościołów. Jezuici, którzy zlecili mu tę robotę, poprosili, aby wykonał ją solidnie, bo dzwon ma chwalić Boga (wiemy o tym z inskrypcji na nim: „Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, wszelki duch niech chwali Pana”). Rzemieślnik dodał do stopu swoją tajemną recepturę, mającą wydobyć z niego śpiewną duszę. Zazdrosny Hans, po tym jak Marynia odrzuciła kolejne jego zaloty, postanowił się zemścić. W nocy wdarł się do warsztatu swojego mistrza i dodał cyny do przygotowanego roztworu, a swojemu konkurentowi dosypał trucizny do piwa. Potem poszedł smacznie spać. Kajetan strasznie się męczył, nim po trzech dniach skonał. Trzy dni od pamiętnej nocy po raz pierwszy uderzono również w dzwon, który wydał dźwięk piękny, ale i ostatni, bo rozpadł się na kawałki. Młodego szewczyka, a później i jego wybrankę, która swych dni dożyła w klasztorze, pochowano na cmentarzu farnym. A co stało się z okrutnikiem? Też długo nie pożył, trzy tygodnie później wyłowiono go z Wisły. Do dziś nie wiadomo, co pchnęło go do samobójstwa – czy wyrzuty sumienia, czy duch Kajetana.

Na pamiątkę tych zdarzeń sklejony dzwon postawiono na miejscu pochówku całej trójki (tak, placyk przy Kanonii to dawny cmentarz). Ponoć gdy w nocy 31 października przyłożycie do niego ucho, będziecie mogli usłyszeć duchy naszych bohaterów. A gdy powierzycie im jakąś intencję, zaniosą ją oni prosto do nieba.

I co myślicie? Ludzka zazdrość nie ma granic… Niestety czasem – tak jak w tym przypadku – prowadzi do tragedii. Jeśli ktoś jest chętny do przypatrzenia się bliżej dzwonowi, warto udać się na ulicę Kanonia na Starym Mieście.

Przy okazji – spójrzcie na kamieniczkę, która znajduje się w rogu. Jest to najwęższa kamieniczka w Europie!

PS. Ciekawostką jest, że kamieniczka ta jest tak wąska, gdyż kiedyś podatki były naliczane za szerokość domu! Świetny sposób na oszczędzanie pieniędzy! 😊😄

Legenda o Bazyliszku

Na sam koniec zostawiłam tą najstraszniejszą legendę. Dotyczy ona bezlitosnego potwora, który zamieniał ludzi w kamień. Bez zbędnego pisania, zapraszam do zapoznania się z treścią tej mrocznej legendy.

Dawno, dawno temu w pięknym mieście Warszawa wraz z rodzicami mieszkało rodzeństwo. Chłopiec miał na imię Maciek, a dziewczynka Elżbieta. Pewnego dnia rodzice pozwolili im iść na Rynek i kupić za drobniaki trochę słodyczy. Powiedzieli jednak, by wystrzegali się wąskich uliczek i ciemnych zakamarków, bo czai się w nich zło. Na początku szkraby dzielnie kroczyły najszerszą z dróg, lecz w pewnym momencie podszedł do nich miejski rozrabiaka i skusił, aby zajrzały z nim do jednej z piwnic, mieszczących się przy ulicy Krzywe Koło. Rzekł, że znajdują się w nich bogactwa, za które dzieci kupią dużo więcej słodkości. Gdy zagłębili się w mrocznych korytarzach, nagle usłyszeli szuranie. Dzieci się schowały za załomem, ale złodziej kroczył dalej śmiało. Wtem na ścianie pojawił się cień ni to jaszczurki, ni to nietoperza. Młody bandyta padł jak rażony piorunem. To wzrok Bazyliszka zamienił jego serce w kamień i tym samym zabił. Rodzeństwo mimo strachu siedziało cichutko i potwór ich nie zauważył. Jednak zmęczony położył się na jedynej drodze ucieczki i zasnął. Na górze zaś rodzice zaczęli szukać swoich pociech. W końcu ktoś powiedział im, gdzie i z kim się udały. Radzono długo, jak wybawić je od nieuchronnej śmierci, aż wymyślono, że do piwnic wpuści się śmiałka obwieszonego lustrami, gdyż Bazyliszka mógł uśmiercić jedynie jego własny wzrok. Łatwo powiedzieć, ale gdzie znaleźć takiego odważnego? Wtem ktoś krzyknął: „Na rynku mają stracić młodego krawczyka, jemu już przecież nie zależy”. Szybko powiadomiono kata, by nie czynił swej powinności, a skazańca wepchnięto w niecodziennym ubiorze do ciemnej czeluści. Kiedy wyszedł ciągnąc ciało martwej bestii, okrzyknięto go bohaterem i wyzwolicielem miasta. A co z Maćkiem i Elżbietką? Od tej pory uwolnione dzieci już zawsze słuchały swoich rodziców.

Doprawdy ciekawa historia. Może ona być też uznana jako przestroga dla nas, by nie podejmować pochopnych decyzji i zawsze słuchać się bardziej doświadczonych czy po prostu mądrzejszych od siebie.

Jeśli chcecie zobaczyć poniżej przedstawionego bazyliszka, udajcie się na rynek Starego Miasta, a niemalże tuż obok Syrenki Warszawskiej zobaczycie restaurację Bazyliszek z takim pięknym szyldem.

Takim akcentem kończę wycieczkę po legendach Warszawskich. Dajcie znać w komentarzach, czy podoba Wam się taka tematyka wpisów oraz koniecznie napiszcie, która legenda jest Waszą ulubioną! 😊

Jeśli chcecie bardziej zagłębić się w temat legend warszawskich, zachęcamy do wypożyczenia z biblioteki lub zakupienia książki pt. „Legendy Warszawskie. Antologia”. Poniżej zdjęcie okładki:

Jak widzicie, autorem książki jest Muzeum Warszawy, gdzie oczywiście można się wybrać. Oferuje ono liczne ciekawe wystawy. Miejsce to opisywane jest w następujący sposób: „Wystawa główna wychodzi od historii pojedynczych przedmiotów, by opowiadać o wydarzeniach i ludziach, którzy zadecydowali o kształcie i charakterze współczesnej Warszawy.” Brzmi ciekawie. 😊😀 My zamierzamy się tam w niedalekiej przyszłości wybrać. 😁😄

AUTOR: Zuzanna (13 lat)

Podobał Wam się wpis? Co myślicie o tych miejscach? A może macie jakieś sugestie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, to dla nas bardzo ważne 😊

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments